Hiu Grant Ziem Odzyskanych Hiu Grant Ziem Odzyskanych
358
BLOG

Zbysław Wstręcina okrągły jak piłka (feat Sepp Blatter

Hiu Grant Ziem Odzyskanych Hiu Grant Ziem Odzyskanych Polityka Obserwuj notkę 2

Poczucie humoru i wyczucie absurdu, ktore jakiś czas temu opuścilo było mnie, jakoś nie kwapi się wracać. zatem od czasu do czasu odcinam kupony. Korzysatajac z faktu, że pan Blatter, inaczej niż niektórzy, wywalczył kolejną kadencję, przypomnę jak to się robi w Polszcze.Ja wiem, że niektórze nzawiska zdążyły się zatrzeć ale jak bonidydy tak własnie było! Tekst sprzed lat.

Kiedy ciemną nocą, o godzinie drugiej zero zero czasu środkowoeuropejskiego Namiot Wschodu Podlaskiego Zakonu Pieszczot Nakolannikiem odwołał swego naczelnego wizażystę, wszędzie panowała złowroga cisza. Przenikała chłodem, jak lód spływała wzdłuż kręgosłupa by wbić się w lędźwie niczym sztylet trzymany długo za oknem. Naród spał nieświadom tego, co okrutny los mu szykuje.

***

Wszędzie panowała złowroga cisza… Wyjątkiem od tej reguły były dwa adresy w mieście stołecznem, jakie dokładnie to nie istotne. W każdym razie zaraz po tym, gdy Zbysław Wstręcina przestał być TYM Wstręciną, w jednym z wymienionych miejsc strzeliły korki szampanów z towarzyszeniem perlistego śmiechu dam (czy tam nie dam…) a w drugim usłyszeć można było łkanie, spazmy a na koniec straszliwy trzask i równie potworny wrzask

***

TRRRRAAAAACH!!!!!!! Rozległo się w siedzibie organu naczelnego związku podlaskich traktorzystów Brawo i Bis.

- Co?!!! On jest lepszy ode mnie?!!!!

Kto mógł, krył się pod ścianą. Jeden nie mógł więc zemdlał na miejscu. A jeden taki spryciarz, który gdzieś wyczytał jak to się robi na salonach, schował się do szafy. Wiadomo, to najlepszy sposób na humory złośliwych, rudy… znaczy małych tyranów.

- No, znaczy… - zaczął najnowszy nabytek związku, oddelegowany natychmiast do roli spinakera. Mało był doświadczony więc i bał się, głupi, mniej niż inni. Przez chwilę zadrżał wprawdzie, ale postanowił kontynuować. – Znaczy lepszy bo gorszy!!!

Szef BiB-u podrapał się w głowę.

- Że jak…? – nie zrozumiał za dokładnie. Stojący pod ścianą poczuli jak im krew w żyłach zamarza.

- No, że właśnie przebił szefa w roli czarnego…

Szef łypnął na wszelki wypadek i zrobił Groźną Minę – No 2. Ta zabijała w sześć sekund.

-… charakteru. – uściślił spinaker w czwartej sekundzie. Zdążył, choć było krucho.

- Mów dalej – zainteresował się Karosław Jaczyński (bo o niego i nikogo innego na całe Ziemi mogło tu tylko chodzić)

- No więc… - zamierzał kontynuować spinaker

- Nie zaczyna się od więc! – zgromił go Bronachim Judziński wyraźnie zazdrosny o względy szefa.

- Zaczął od „No”. Tak chyba wolno…? – zimno zauważył szef. – Wypindalaj – dodał co omal nie zabiło Bronachima. Karosław kazał kontynuować spinakerowi.

- NO WIĘC… -zaczął znacząco a nawet bezczelnie młodziak – ów Wstręcina na krótki czas przykuł uwagę całego Narodu jako absolutnie najbardziej znienawidzony ze znienawidzonych. Za przeproszeniem (zaasekurował się spinaker) przy tym cała nienawiść do szefa to pryszczyk.

- No i…? -dociekał Karosław

- No i gdyby tylko Zbysław zechciał jeszcze choć trochę poepatować sobą społeczeństwo zyskali byśmy trochę czasu. Zwarli byśmy szeregi, program napisali, moglibyśmy myśleć o zwycięstwie. O naszym Drang nach Budapeszt!!!!

Karosławowi ze wzruszenia łza się w oku zakręciła.

- Tedy dawaj młody!!!!! – krzyknął jak za dawnych lat. Znaczy jak chciał krzyczeć za dawnych lat tylko nikt go wtedy słuchać nie chciał…

- Tedy trzeba uruchomić Zbysława – zatarł ręce spinaker.

- Uruchomić? – nie pojął Karosław – a on wypadek jakiś miał? – spytał zaniepokojony.

- Nie, poszedł tylko w odstawkę…

***

W siedzibie Narządu Głównego pojawił się spóźniony Tonald Dusk, Książe ruskie, pruskie, wołoskie, ugrofińskie, karelskie, helskie, z Bożej łaski nie ułomne na ciele i umyśle a z łaski Angeli, pierwszy podstoli podczaszy i podkurek Podlasia.

- Co tu tak wesoło? – zapytał zdziwiony ujrzawszy niepowstrzymaną fiestę na salonach.

- Wstręcina odwołany!!! –krzyknął ktoś robiąc koszyczek na czerwony grzebyczek bo za minutkę zamykam budkę… i takie tam wesołe zabawy.

- A co to za Wstrzęcina? – zainteresował się Dusk widząc, że musi być to nie byle kto skoro na taką fetę zasłużył.

- No jak to? – zapytał ten sam ktoś. – To numer jeden mediów w ostat… AŁAŁAŁA!!!!!

- Numer…? (kop w nery) Jeden…? (karczycho) Mediów…? (micha!)

- No… Numer dw… - leżący rozejrzał się wokoło i policzył ambitne spojrzenia – dwanaście.

Dusk i tak się zainteresował sprawą. Nie, żeby bał się gościa czy choćby obawiał. Nie lubił po prostu jak ktoś wtryniał się mu w interesy. To on ustalał, kto jest numer jeden, dwa czy dwanaście. Te numery akurat zaklepał wcześniej dla siebie.

- No dobrze… - zagaił.

- No skandal! Bezczelność!!! Nosz kurna..!!! – wszedł mu w słowo Stepan ale zaliczył z miejsca dwa podbródkowe i stracił ochotę na dalszy udział w dyskusji.

- No dobrze. – zagaił Tonald ponownie – I co zrobimy?

- W zasadzie na ten moment nic nie musimy bo Wstrzęcinę właśnie odwołali. – uspokajał Gaweł Pstraś zamiatając bo się co nieco wylało i co nieco pobiło…

- Odwołali… - myślał intensywnie Dusk. – Odwołali to i powołać mogą. – zauważył. I była to prawda najprawdziwsza z prawd. A tego byśmy nie chcieli. Znaczy nie prawdy najprawdziwszej ale żeby powołali skoro odwołali.

***

Zbysław Wstrzęcina wreszcie mógł się rozluźnić po tak brzemiennym w skutki, smutki i upokorzenia dniu. Rozluźnił się tak skutecznie, że aż spadł z niego przyciasny garniturek. Siedział teraz w podkoszulku od Karoliny Herrery, bokserkach od Coco Chanel i skarpetkach od małżonki Antoniny i zamierzał zjeść pączka. Kupił sobie by osłodzić gorycz porażki. Z morelowym nadzieniem był. Pączek oczywiście a nie Zbysław. Choć za chwilę miało się to zmienić… Miał do wyboru morelowe albo różane. Uznał, że to drugie trywialne jest.

Gdy wbił zęby aż do jednej trzeciej promienia komory z dżemem, zadzwonił telefon.

- No masz, qrwa – rzekł nasz arbiter przeszły elegancji i były lew salonowy. Odebrał jednakowoż.

- Ty się Zbysław nie daj! – odezwało się w słuchawce

- Kto mówi? – zainteresował się.

- Ja wiem, że teraz cię wyciurlali – ktoś w słuchawce zignorował jego pytanie stawiając z miejsca na motywowanie interlokutora.- Wyciurlali ciebie więc teraz ty wyciurlaj ich! Walcz Zbysław!!!!

I tyle. Ale w głowie Zbysława już tliło się zarzewie nadchodzącej batalii. Tak jak inni wierzyli ( bo chyba wierzyli skoro ten telefon…) tak i on ponownie uwierzył, że góry może przenosić! Choć jako człek praktyczny potrafił znaleźć właściwsze przedmioty do przenoszenia…

***

Zbysław oczywiście nie wiedział kto dzwonił ale w chwili gdy dzwonił ten kto dzwonił, wiedział o nim już Tonald Dusk. Miał on w otoczeniu Karosława kreta. A na wypadek gdyby kret zamierzał skrewić jeszcze drugiego kreta. Na wypadek gdyby drugi skrewił miał Tonald… Trzydziesty ósmy kret zwyczajnie nie mógł skrewić. Był z porcelany i stał u Karosława na kominku.

***

Zbysław właśnie oblizywał pysio upaprane lekko lukrem i dżemem z pączka gdy telefon zadzwonił ponownie. W nadziei, ze usłyszy dalsze szczegóły tego, jak nawrócić na szczyt, szybko doskoczył (no… powiedzmy…) do słuchawki.

- Wy, Wstręcina, już chyba dość się nachapaliście! – usłyszał i cały zapał z niego wywietrzał.

- Ale o co się rozchodzi? – dociekał zaczepiony brutalnie ostatkiem posiadanej energii.

- O to, że masz już tyle, że możesz spokojnie osiedlić się w Burkina Faso. Tam też potrzebują takich jak ty. Nie zwlekałbym na twoim miejscu…

Zbysław po tych słowach usłyszał w słuchawce już tylko przeciągły sygnał. Przerażony pobiegł do Wikipedii i wyguglał w niej tę Burknę Faso. Ale syfisko!!!!! Łzy zakręciły się mu w oczach.

„ Za co? „ – pomyślał przypominając sobie jak na własnej piersi hodował całe podlaskie pieszczotlistwo na kolanku. Taki zaszczuty się poczuł.

***

Karosław był wybitnym politykiem. Takim wybitnym, że też miał swoich kretów u Tonalda. Jeden nawet miał taki rozkoszny czubek na łepetyn… W każdym razie Karosław wiedział już, co powinien był wiedzieć

***

Zbysław pakował walizkę. Głownie krótkie spodenki i krótki rękawek. I krem do opalania… Dzyń! Rozległo się w pomieszczeniu. Sięgnął po słuchawkę z lękiem.

- Ty się Wstręcina nie daj zastraszać! – wrzasnęło w słuchawce tak, że się Zbysław cały skurczył. – Jest ta demokracja czy jej nie ma?!

- Je… jest… chyba jest.

- Jakie chyba!!!!

- Ta jest! Demokracja jest. Na pewno jest. Jak bonidydy jest demokracja!

- No to ty swoje rób Wstręcina! Nie patrz że ci tu jeden z drugim podsrywa! Masz być NAMBER ŁAN! Powtórz!

- mam być namber łan!

- Nie słyszę!

- Namber łan!

- Głośniej!

- NAMBER ŁAN MAM BYĆ!!!!!

- I tak trzymać!

***

Łatwo powiedzieć. Nim zdołał wykrzyczeć swoje „BYĆ” telefon odezwał się ponownie.

- A wy Wstręcina jeszcze nie na Okęciu? – usłyszał zimny głos.

- Demo…

- Że co? – głos był jeszcze chłodniejszy. Tak ze trzy stopnie.

- Na taksówkę czekam…

***

- No kurrna! Co za pipa z ciebie, Zbysławie! Dajesz się tak zastraszać?! No nie poznaję ciebie naprawdę…

- Ale to jakiś zimny…

- Ty będziesz zaraz zimny jak się w garść nie weźmiesz!

- Ale…

- Wiesz co to Sztrasburg?

- Pasztet tam mają fajny.

- Pasztet srasztet!!!! Trybunał tam jest! I do niego drani zaciągniemy jak się będą panoszyć i straszyć porządnych ludzi!!! Masz być symbolem walki z tyranią!!!!

Zbysławowi aż pękła gumka w bokserkach gdy tylko spróbował poczuć się symbolem.

***

- Ty wiesz, Wstręcina kto to jest Sztormosław?

- W więźniu siedzi…

W tle słychać szepty „To chyba nie najlepszy przykład…”

- No siedzi! Ale zanim usiadł to takie hołubce wyczyniał… Chcesz wiedzieć jakie?!

- Nie chcę!!!!

- A ja myślę, że chcesz!!!! Że siedzisz i czekasz na to aby się przekonać jakie to były hołubce!!!!!

***

- Ty olej Zbysław te groźby!!! Jakby co damy ci jedynkę w Kielcach…

- A na co mi jedynka z Kielec?

- Jedynkę na liście !!!!

***

- No Wstręcina, chciałem po dobroci ale nie da się!!!! Co sądzisz o STOENIe?

- Drożą się sqrwisyny!

- No, drożą… A wiesz czemu? Bo potrzebują kasy na takich jak ty! Twardych, i nieprzekupnych… To ile…?

***

-Ok., będziesz szefem FIFA! Będziesz miał barek, prysznic w loży i Dżoanę Kupę u boku.

***

- Chcesz posadę w Watykanie? A na c**j ci posada w Watykanie?!!!!

- *****, ***** ******!!!!!!

- Ok! Masz ją! Nie było tematu…!

***

- No jasne, że znam Monicę Belucci! Na Ty z nią jestem. Dzwonimy do siebie w dni nieparzyste. Jest twoja, tylko słowo powiedz!

***

- Gadałem właśnie z Prezent… Pretendent… znaczy z Prezydentem. Twój admiralski awans już czeka na podpis. Możesz szyć mundurek…

POSŁOWIE

Tekst ten powstał na część postaci niezwykłej. Człowieka, który z dnia na dzień dokonał rzeczy niemożliwej. Oto sam jeden potrafił pokonać jednocześnie uosobioną polską narodową nienawiść i uosobioną polską narodową miłość spychając te uosobienia w osobach Karosława i Tonalda na mocno drugi plan. Zaskarbiając sobie szczerą nienawiść Narodu i skupiając jak nikt wcześniej całą uwagę mediów*. Cześć mu i chwała... wała...wała...ała...chała...ła..ła...ła...ła....

* po prawdzie jakby miał, nie przymierzając, jakie cyce nadzwyczajne!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka